Mój ojciec prowadził restaurację…

Mój ojciec prowadził restauracje na św. Marcinie i to co zarobił tam ulokował w odbudowę Szeląga. On w czasie okupacji był kelnerem w restauracji na Szelągu i obiecał sobie, że kiedy wojna się skończy, on stanie na Szelągu i tak się stało. W czasie wojny jedna bomba spadła na Szeląg i zrujnowała budynki administracyjne. Ojciec odbudował ten budynek i na nowo urządził restauracje. Przywrócił świetność temu miejscu.
W czasie wojny ta restauracja dobrze prosperowała. Na górze były urządzone pokoje. Można było skorzystać i zmówić „późną kolację z noclegiem”.
Kiedy odbudowano Szeląg uaktywniły się cechy rzemieślnicze piekarzy, fryzjerów. Organizowano tak zwane wenty na Szelągu. Na takim festynie były loterie, koła szczęścia, fanty do wygrania. Pamiętam, że mój dziadek podczas takiej wenty wygrał fotel. Do tego była taka scena z daszkiem zwana grzybkiem, tam grała orkiestra albo puszczano melodie z płyty gramofonowej.